Donald Tusk miał plan na prezydenturę. Nawet dwa miał – plan A, startować samemu, i plan B, żeby nie dopuścić do startu Trzaskowskiego, wskazać Komorowskiego-bis, z argumentem, że oto człowiek, który dzięki koneksjom swej żony może o każdej porze zadzwonić na prywatny numer amerykańskiej prezydent i telefon zostanie odebrany…

Tylko że z tą prezydent „się rypło”, i pani Applebaum, która miała być atutem swego męża, stała się dla niego obciążeniem – choć i tak mniejszym, niż sam kandydat na kandydata zawdzięcza swojej szczeniackiej nieumiejętności powstrzymania się od taniego hejtu przy każdej okazji. Inna sprawa, że i Trzaskowski ma swoje za uszami…
A tu nieoczekiwanie zapowiada się prezydencki spór nie o to, kto bardziej jest Nowoczesnym Europejczykiem, ale kto jest większym patriotą.
Pytanie, czy partii Tuska uda się po raz kolejny skutecznie zmienić skórę, tak, jak już kilka razy to zrobiła, i przeobrazić się w formację „patriotyzmu i polskiego interesu narodowego”?

+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0

   

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Postaw nam kawę na buycoffee.to