Bajka dla resortowych dzieci
Nie tak dawno, dawno temu, za siedmioma hałdami, za siedmioma hutami było sobie Królestwo, przez które przepływała rzeka w kształcie litery „S”. W Królestwie tym przez pięć złotych lat rządził miłujący bigos i zgodę Król Bul. I wszystkie znaki na niebie i ziemi, jako i w sondażach wskazywały, że będzie rządził wiecznie. Mamidła to jednak były. I zdarzyło się tak, że pewnej niedzieli Król Bul popiwszy wina z królewskich piwnic wsiadł w karocę i pijany na pasach zakonnicę w ciąży przejechał. Tak oto spełniła się przepowiednia Herolda Jąkały, który pół roku wcześniej w lisiej norze będąc widzenie miał. I ziściło się widzenie, a co się potem działo, to już na osobną bajkę tamat. Dość dodać, że skutek był srogi i rządy w Królestwie zbój Jarkacz rozpoczął. A na WSI spokojnej, WSI wesołej już tak spokojnie i wesoło nie było.
Zaraz też w całym Królestwie Kolegia Obrony Pańszczyzny powstawać zaczęły. I choć zbój Jarkacz nic o zniesieniu pańszczyzny nie mówił, to kto jaki folwark posiadał od razu zagorzałym wrogiem nowego porządku się stawał, śpiewając „Ojczyznę dojną racz nam wrócić Panie” i za zgodą i bigosem tęskniąc. Ale nie tylko możni wrogami zniesienia pańszczyzny byli. Bo oto gdzie w jakiej WSI głupek wioskowy się znalazł, to pierwszy ci on był do skakania na wiecach. A zbój Jarkacz tym większym okrutnikiem był, że wieców tych nie rozpędzał, tylko czekał aż obrońcy pańszczyzny na śmierć się zaskaczą. Taki był bez serca zbój.
A nikt w całym Królestwie nie potrafił czytać myśli Jarkacza tak dobrze jak wspomniany herold Jąkała. Drukował on druki ulotne, Gazetą Elektorską zwane, w których myśli Jarkacza opisywał. A robił to z taką wprawą, że lud myślał, że to nie jeno myśli, ale czyny faktyczne Jarkacza są opisane.
I ogłosił herold Jąkała, że siano dla konia zdrożeje, bo Jarkacz trakty budować chce, a nie ma za co i haracz nałoży. I lud płakał trzy dni i trzy noce. Aż okazało się, że żadnego haraczu nie będzie. I odetchnęli z ulgą woźnice i spokojniej spali. Przynajmniej oni. Bo oto herold Jąkała ogłosił kolejną plagę. Oto Jarkacz ulgi na dyliżanse dla żaków zlikwiduje i kto pół dukata płacił, teraz całego oddać będzie musiał. I znów lud płakał trzy dni i trzy noce. Aż okazało się, że ulgi na dyliżanse owszem zlikwidowane zostać miały, ale to jeszcze stare statuty księcia Kaszubskiego regulowały i zbója Jarkacza w to mieszać nie uchodzi. I tak oto Jarkacz drwił wciąż z herolda Jąkały myśli swe odwołując.
Zdarzyło się też, że na turnieju rycerskim, któremu sam Namiestnik się przyglądał, gwizdy posłyszano. A herold Jąkała swoje wiedział i bez trupa, to jest bez zwłoki ogłosił, że oto giermkowie na turnieju Namiestnika znieważyli i tumult wszczęli. A lud dał wiarę tym pogłoskom. Nie na długo jednak, bo oto nie minął dzień a giermkowie ze stolicy Królestwa, zwanej przez cudzoziemskich kupców Warsaw, co w narzeczu ludów zamorskich znaczy tyle co „Wojenna Piła”, a także giermkowie Lecha z Grodu Doznań odezwę spisali, że żaden giermek nie gwizdał i gwizdać nie mógł, bo na Namiestnika, który rozum i godność człowieka posiada, a rycerzy wyklętych szanuje, na takiego gwizdać się nie godzi. I znów słowa herolda Jąkały okazały się być warte tyle co lokata w skarbiec Amber Gold albo rady Ryszarda Lwie Odsetki. A słów takich na wiatr puszczonych wiele jeszcze było.
A gdy nadszedł dzień czarny dla pańszczyzny i zbój Jarkacz prastare statuty złamać się ważył, a herold Jąkała trąbił i na alarm bił. Azali ktoś uwierzył? To już same, drogie dziatki, pomiarkujcie.