Rok po wyborach, 10 miesięcy prac (?) rządu, delikatnie rzecz ujmując, nie daje rządzącym żadnych powodów do radości – oceny w ich własnym elektoracie, jak wynika z sondaży, są fatalne. W tej sytuacji Tusk znalazł dwie drogi ucieczki.
Pierwszą jest populizm – tak, słowo populizm oznacza właśnie to, co pokazał na ostatniej Radzie Krajowej PO – nagle zaczął, jak sam to jeszcze do niedawna nazywał, „szczuć ma uchodźców”. Drugą jest prowokacja: peowski prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski, próbuje zakazać dorocznego Marszu Niepodległości.
To pierwsze jest tylko zwykłym pajacowaniem, ale to drugie zapowiada przesilenie, które może uczynić Tuska nie liczącego się już z niczym dyktatorem, „euro-Jaruzelskim”, albo ustawić go na równi pochyłej, na końcu której będzie proces i surowy wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. Jak będzie, w pewnym stopniu, zależy od każdego z nas.